fbpx
EURO2020 okiem Analityków PCDM – część 15
Udostępnij:

EURO2020 okiem Analityków PCDM – część 15

Pierwszy, a zarazem znakomity półfinał Euro 2020 jest już za nami. Mecz, który konkursem rzutów karnych rozstrzygnął na swoją korzyść zespół – wczoraj – zdecydowanie słabszy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że kulturą gry, technicznym kunsztem i taktyką Hiszpanie wyraźnie górowali nad Squadra Azzurra. Warto również podkreślić, że wczorajsza dogrywka była dla La Furia Roja już trzecią pod rząd w fazie pucharowej (dwie poprzednie z Chorwacją i Szwajcarią), co oznacza, że Hiszpanie zagrali łącznie jakby przynajmniej jeden dodatkowy mecz więcej, a jednocześnie wcale nie wyglądali fizycznie gorzej od reprezentantów Włoch. Można nawet powiedzieć, że im dłużej grali na Euro 2020, tym stawali się coraz bardziej przekonywujący, i to do tego stopnia, że pomimo pożegnania się wczoraj z turniejem kibice i media na Półwyspie Pirenejskim są wręcz zachwycone postawą ekipy Luisa Enrique.

 

Dlaczego więc będąc w półfinale imprezy o takiej randze po raz pierwszy w historii przegrali?  Oczywiście ze względu ma brak skuteczności, lecz w naszej ocenie, gdy już doszło do rozstrzygnięć z 11 metrów, to na przeszkodzie stanęła im ,,zapora statystyczna”.  To niewyjaśnione do końca zjawisko, które uwypukla się w prawidłowości mówiącej  o tym, że na wielkich turniejach piłkarskich (typu Mistrzostwa Świata czy Europy) nie wygrywa się dwóch konkursów rzutów karnych. Jedynym znanym nam odstępstwem od tej reguły, które jednocześnie jakby i tę regułę potwierdzało był casus Argentyny z 1990 r. W trakcie włoskiego mundialu w ćwierćfinale po bezbramkowym remisie reprezentacja Albiceleste pokonała karnymi Jugosławię. Potem w półfinale zmierzyła się z reprezentacją gospodarzy i po meczu zakończonym remisem (1:1) – wyeliminowała Italię w serii jedenastek. Jeśli jednak próbować to ówczesne ,,odstępstwo od normy” jakoś zinterpretować, to powinno ono brzmieć: Sergio Javier Goycochea – fenomenalny bramkarz, mistrz obrony rzutów karnych nie tylko w Ameryce Południowej.

 

Dziś czeka nas być może nie mniej emocji. W 2020 r. Duńczycy dwukrotnie grali z reprezentacją Anglii w ramach rozgrywek grupowych Ligii Nardów i ,,zrabowali” Albionowi cztery punkty (0:0 w Kopenhadze oraz 1:0 w Londynie). Z perspektywy dzisiejszego półfinału nie ma to już chyba aż tak dużego znaczenia, choć po jednej stronie jest świadomość, że można, a po drugiej dodatkowa chęć rewanżu. Niemniej, mecze z Anglią mają dla Duńczyków charakter szczególny, są czymś na kształt mitu założycielskiego. Ich wygrana  na Wembley  w 1983 r. w ramach eliminacji Euro 1984 r. pozwoliła Danii zadebiutować na wielkiej futbolowej imprezie. W meczu otwarcia z Francją koszmarnej kontuzji doznał najsłynniejszy wówczas piłkarz duński Allan Simonsen, laureat tygodnika ,,France Footboll” na najlepszego piłkarza Europy w 1977 r., a jednocześnie strzelec zwycięskiej bramki w meczu na Wembley z Anglikami. Na Euro`84 piłkarski świat zachwycił się ,,Duńskim dynamitem”, który dotarł do półfinału i odpadł po rzutach karnych z Hiszpanią, kończąc ostatecznie tę imprezę na trzecim miejscu
z brązowym medalem.

 

Właśnie od 1984 r. nie są na Euro rozgrywane już mecze o trzecie miejsce, co oznacza, że przegranym w półfinałach przyznaje się dwa brązowe medale. Wczorajsza przegrana Hiszpanów oznacza, że kończą Euro 2020 z brązowym krążkiem. Zatem jakby na to nie patrzeć, faktem jest, że reprezentacja Polski zremisowała z medalistą tego turnieju, i to na jego terenie.

 

Kontakt