fbpx
Wokół 48 godzin, które nie wstrząsnęły futbolowym światem – artykuł ekspercki
Udostępnij:

Wokół 48 godzin, które nie wstrząsnęły futbolowym światem – artykuł ekspercki

Próba samozwańczego zawiązania piłkarskiej Super Ligi przez właścicieli lub/i osoby zarządzające dwunastoma europejskimi klubami piłkarskimi z Anglii, Włoch i Hiszpanii zakończyła się niepowodzeniem. Od tego czasu minęło już kilka tygodni, a temat ciągle wzbudza emocje i wyzwolił ogromny potencjał narracyjny, czemu akurat trudno się dziwić, a to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, piłka nożna już dawno przestała być ,,tylko” sportem, jeśli w ogóle ,,tylko” sportem kiedykolwiek była. Ku takiemu przypuszczeniu skłaniać może niezrozumiały do końca fenomen futbolu. Niepowodzenie trwającej niespełna 48 godzin – rebelii, to po wtóre, wcale nie oznacza, że sprawa jest już nieaktualna. Wręcz przeciwnie, niebawem zapewne powróci, tylko w innej, najprawdopodobniej konsensualnej formie. Ostatnią zatem rzeczą jaką należałoby teraz czynić to przyłączyć się do loży szyderców, i to nie po to, aby ten sposób jakoś się asekurować, lecz przede wszystkim ze względu na nie najgorszą chyba znajomość tematu.

 

Pomysł wcale nie taki nowy

Na gruncie ekonomiki sportu koncepcja funkcjonowania profesjonalnych rozgrywek ligowych w formule zamkniętej (tzn. nikt nie spada, nikt nie awansuje) jest intepretowana jako jedna z najbardziej charakterystycznych cech organizacji sportu północnoamerykańskiego, a tym samym podstawowym jego wyróżnikiem instytucjonalnym wobec tradycji europejskiej. O tym, że musimy liczyć się przynajmniej z próbami implementacji tego typu rozwiązań w kontekście europejskich pucharów mówiło się od jakiś kilkunastu lat. Mniej więcej od momentu kiedy kluby piłkarskie, zwłaszcza te z najbardziej rozpoznawalnej ligi świata, jaką jest bez wątpienia angielska Premier League, stawały się przedmiotem ożywionych akwizycji ze strony inwestorów z USA. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ¼ ,,rebeliantów” z niedoszłej Super Ligi reprezentuje kapitał amerykański (tj. Arsenal, Manchester United, Liverpool, AC Milan) to sprawa jest oczywista. Innymi słowy, nie byliby chyba sobą, gdyby chociażby tego nie spróbowali.

Socceryzacja brytyjskiego futbolu

Wśród 20 klubów tworzących w Anglii najwyższą klasę rozgrywkową w sezonie 2020/2021 kapitał amerykański obecny był w dziewięciu zespołach. W przyszłym sezonie ten stan rzeczy może zostać utrzymany, ponieważ nawet jeśli londyński Fulham nie zdołałby się utrzymać (a szkoda, chociażby ze względu na Craven Cottage, kultowy stadion z 1896 r.), to istnieje spora szansa, że jego miejsce zajmie któraś z dwóch innych ,,amerykańskich” drużyn, tzn.: Barnsley lub Swansea, jeśli naturalnie zdołają utrzymać swoje miejsca w tabeli gwarantujące im udział w play – off, i któraś z nich wywalczy tą drogą awans do Premier League.

Również poprzez play – off, ale do Championship – walczy do końca tego sezonu ekipa ,,Pompejuszy” z Portsmouth. W 2017 r. większość udziałów (ok. 80 %) w należącej do kibiców spółce Portsmouth Community Football Club Limited, założonej przez nich w 2010 r. celem ratowania klubu, nabyła Tornante Company z siedzibą w Beverly Hills. Jest to holding medialny Michaela D. Eisnera, byłego CEO Walt Disney Company i dyrektora generalnego Paramount Pictures.

W przyszłym sezonie warto będzie obserwować poczynania przynajmniej jeszcze jednego klubu z angielskiego trzeciego frontu (League One). W kwietniu br. nowopowstała spółka Gamechanger, kontrolowana przez ORG, jedną z grup kapitałowych operujących na rynku amerykańskich funduszy emerytalnych (ang. pension fund), objęła 90 % akcji Ipswich Town. Poza tym, pakiet 5 % popularnych ,,Traktorzystów”, zdobywcy Pucharu UEFA z 1981 r., trafił do funduszu Tree Lions, należącego do trzech innych Amerykanów, tj.: Bretta Johnsona, Berke`a i Marka Detmera. Dwaj pierwsi z wymienionych znani są m.in. z posiadania udziałów w drugoligowej drużynie soccera – Phoenix Rising FC. Jednym z jej akcjonariuszy jest też Didier Drogba, legenda londyńskiej Chelsea i reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej. W sumie na ten moment w rękach kapitału z USA z lig od jeden do trzy znajduje się łącznie 17 klubów. Amerykanie są zatem nacją, która przoduje w inwestowaniu w profesjonalną angielską piłkę nożną, nazywaną w Stanach Zjednoczonych soccer`em., i nie wydaje się, aby w najbliższym okresie tendencja ta wygasła. Tym bardziej, że celem północnoamerykańskich akwizycji stają się kluby z jeszcze niższych lig.

Pod koniec 2020 r. dwóch aktorów, Amerykanin Ryan Reynolds oraz Kanadyjczyk Bob McElhenney, nabyło Wrexam AFC. Jeden z najstarszych klubów piłkarskich świata, założony w 1864 r. występuje aktualnie na poziomie piątek ligi angielskiej (National League). W przeszłości w latach 1979 – 1982 występował on na poziomie angielskiej drugiej ligi, a jako zdobywca Pucharu Walii, mógł grać w europejskim Pucharze Zdobywców Pucharów. Największym na tym polu osiągnięciem było odniesienie zwycięstwa nad FC Magdeburg (3:2, w 1979 r.) oraz FC Porto (1:0, w 1984 r.). Miejscem rozgrywania tych spotkań był Racecourse Ground (mieści ponad 10 tys. osób), na którym ,,Czerwone Smoki” goszczą przyjezdnych niezmiennie od 1872 r.

 

Tabela 1. Zaangażowanie kapitału z USA w klubach pierwszej (Premier League) oraz drugiej (Championship) ligi angielskiej w sezonie 2020/2021.

Źródło: Opracowanie własne.

 

Empiria rynku pracy

Oryginalna wersja północnoamerykańskiej formuły zamkniętej rywalizacji ligowej, nazywanej też zamiennie systemem franczyzowym, wyposażona została w określone regulacje, mające na celu przeciwdziałanie nadmiernej dysproporcji sił. Takim podstawowym instrumentem ekonomicznym jest tzw. Salary Cap, czyli limitowany pułap funduszu wynagrodzeń zawodniczych. Przy czym, tak w teorii, jak i praktyce profesjonalnego sportu północnoamerykańskiego – występują pojęcia: ,,twardego” i ,,miękkiego” Salary Cup. Nie są one absolutnie przejawem tego co nazywa się kreatywną księgowością, lecz próbami dostosowania przepisów do zmieniających się realiów sportowego życia gospodarczego. Z tego względu dopuszczają, np. przekroczenie limitu wynagrodzeń przy spełnieniu pewnych warunków bądź zaistnienia określonych okoliczności.

Tak czy inaczej w XXI stuleciu dla badaczy zajmujących się problematyką konfliktów płacowych, to właśnie amerykańsko – kanadyjska NHL (National Hockey League), gdzie akurat praktykowany jest raczej Hard Salary Cap, była drugim obok duńskiego szkolnictwa, obszarem dostarczającym nader cennego materiału empirycznego o praktykowaniu lokautu we współczesnych, wysokorozwiniętych gospodarkach rynkowych.

…i elementy teorii gier

Próby przeciwdziałania nadmiernym, a nie mającym pokrycia w stronie przychodowej, funduszom wynagrodzeń dla zawodników, wypaczającym ducha sportowej rywalizacji przeświecały UEFA, kiedy na początku poprzedniej dekady wdrożono koncepcję Finansowego Fair Play (FFP). Zbyt ,,elastyczne” , nierówne i nie zawsze konsekwentne egzekwowanie tych zasad, przysporzyło wprawdzie europejskiej centrali futbolowej więcej krytyki niż uznania, lecz nie ulega wątpliwości, że była to próba kroku w dobrą stronę, choć niewątpliwie nieco też naiwna. Z drugiej strony, warto przypomnieć, że w lutym 2020 r. UEFA ukarała tegorocznego finalistę Ligi Mistrzów – Manchester City, dwuletnim wykluczeniem z europejskich rozgrywek. Odwołania ,,Obywateli” trwały w sumie pięć miesięcy, a wyrok ostatecznie zamieniono na 10 mln euro kary finansowej, w czym istotną zapewne rolę łagodzącą – odegrały też nadzwyczajne pandemiczne okoliczności.

W marcu 2020 roku Aleksander Ceferin, szef UEFA zapowiedział, że zasady FFP ulegną zmianie, gdyż będą musiały uwzględnić skutki COVID-19. Kto jednak upatruje w tym odejścia od idei FFP może się wkrótce rozczarować. Najprawdopodobniej – docelowo istotnie zmienione zostaną jej akcenty. Można zatem oczekiwać, że władze UEFA, np. opracują bardziej kompleksowe standardy (UEFA Club Licensing 2018– kierunek ten poniekąd już zasygnalizował) uwzgledniające unijne preferencje w zakresie polityki zrównoważonego rozwoju i sprawiedliwej transformacji. Nowe regulacje mogłyby np. oznaczać scedowanie dużo większych prerogatyw weryfikująco – decyzyjnych w sprawie klubowych polityk gospodarczych na poziom związków krajowych, przy jednoczesnym zwiększeniu ich odpowiedzialności za ten stan rzeczy przed UEFA. Inspirująco w tym kontekście zabrzmiała też uwaga Zbigniewa Bońka, nowego Wiceszefa UEFA. W jednym z kwietniowych wywiadów prasowych podkreślił on korzystne doświadczenia wynikającego z kategorycznego stosowania systemu licencyjnego, dzięki któremu polityka finansowa np. ekstraklasowych (i nie tylko) klubów w Polsce na przestrzeni poprzedniej dekady została zasadniczo uzdrowiona.

Tuż po tym, jak upadł projekt powstania Super Ligi, Markus Schreiber, ekspert dziennika ,,Handelsbaltt” napisał, że próba ta była poglądową 48 godzinną lekcją teorii gier, z zakresu jej skuteczności w rozbijaniu karteli i zmów cenowych. Teoria gier to najogólniej rzecz biorąc określony obszar wiedzy wykorzystywany w celu podejmowania optymalnych decyzji, posługujący się najczęściej, choć jak udowodnił to noblista z 2005 r. Thomas C. Schelling – nie zawsze, metodami matematycznymi, w sytuacji konfliktu i kooperacji.

Teoretyczne podstawy teorii gier przypisuje się zazwyczaj węgiersko – amerykańskiemu uczonemu Johnowi von Neumanowi. Warto jednak przypomnieć, że już 1925 r. Hugo Steihaus, jeden z genialnych lwowskich matematyków, zdefiniował trzy najistotniejsze elementy teorii gier, wśród których występują, skądinąd po części swojsko też brzmiące w świecie futbolu, takie pojęcia jak: ,,sposób gry”, ,,normalizacja gier” oraz pojęcie ,,wypłaty”.

Jeśli współczesne relacje na linii UEFA – kluby piłkarskie (zwłaszcza te najzasobniejsze) postrzegać przez pryzmat teorii gier, zatem w myśl Roberta J. Aumanna (współlaureata Nagrody Nobla z T.C. Schellingiem z 2005 r.), że wszystko, co się dzieje na świecie – jest grą, co akurat nie do końca musi być prawdą, to należałoby tego typu relacje definiować w kategoriach gier wielokrotnych, zatem takich, gdzie jedna gra wpływa na następną, często zmieniając jej przebieg oraz sens, przy założeniu, że jednocześnie toczy się wiele innych gier. Często od gry, która się odbywa w danym momencie, podkreśla R. J. Aumann: ,,ważniejsze wydają się nam gry, które mają dopiero się odbyć”. Dzięki takiemu spojrzeniu teoria gier stara się pozbyć dogmatycznego balastu w postaci – gry o sumie zerowej. Ponieważ to, co może być aktualnie odczytywane jako odznaka słabości lub/i przegranej (np. zapowiadane ustępstwo władz UEFA w sprawie FFP), z perspektywy gier wielokrotnych nierzadko okazuje się wygraną i odwrotnie.

Casus Leicester City, czyli strach uzasadniony

Obserwacja rywalizacji w wiodących pięciu ligach piłkarskich Europy, tworzących tzw. Big Five (alfabetycznie: Anglia, Francja, Hiszpania, Niemcy i Włochy) pozwala nam podzielić tezę, że próba utworzenia zamkniętej Super – Ligi, w znacznie większym stopniu, niż się to powszechnie uważa, wywołana była nie tyle pandemicznym tąpnięciem w klubowych finansach (vide Tab. 2), co przede wszystkim długookresową wizją coraz bardziej wymagającej – krajowej konkurencji. Członkowie w tym właśnie zakresie mają zdecydowanie najwięcej do stracenia. Ponieważ w następstwie rosnących przychodów, głównie z tytułu sprzedaży praw medialnych oraz dochodów z związanych z udziałem w europejskich pucharach, następuje zjawisko, które w ekonomii nazywa się efektem: ,,przypływu podnoszącego wszystkie łodzie”. W praktyce oznacza to, że również w ligach z ,,Wielkiej Piątki” powoli, lecz konsekwentnie powiększa się liczba klubów, które mając zapewnione stabilne i zasobne źródła dochodów, mogą w warunkach słabnącej presji ekonomicznej, w coraz większym stopniu koncentrować się na optymalizacji wyniku stricte sportowego. Dodajmy, co szczególnie istotne – również w coraz dłuższej perspektywie czasowej.

W tej sytuacji przypadek Leicester City, czyli wiecznego ,,średniaka” jeśli nie outsidera Premier League, który w sezonie 2015/2016 (z Marcinem Wasilewskim w szerokiej kadrze) sięgnął po mistrzostwo Anglii, nie stanowiłby zatem przysłowiowego wyjątku potwierdzającego regułę. Ale może być odczytywany jako symptom przybierającej na sile tendencji. W Anglii w kończącym się sezonie – niedawny, absolutny hegemon FC Liverpool musi z siebie jeszcze sporo wykrzesać, aby w przyszłym sezonie zagrać w jakichkolwiek europejskich pucharach. Podobnie zresztą Tottenham, zaś Arsenalowi w sezonie 2021/2020 Europa raczej już ,,nie grozi”. W hiszpańskiej rywalizacji o tytuł mistrza kraju pewne szanse do końca rozgrywek zachowywała FC Sevilla. We Francji LOSC Lille zachwiał właśnie pozycją Paris St. Germain. We Włoszech, niemal modelowym wzorcem dla rzeczonej tezy jest Atalanta Bergamo, z sezonu na sezon ugruntowująca sobie pozycję w historycznej już hierarchii Calcio. Zresztą rywalizacja na futbolowo – centrycznym Półwyspie Apenińskim cechuje się teraz zdecydowanie największą liczbą klubów, które na tle pogrążającego się w strukturalnej już chyba zapaści Juventusu, i ciągle mimo wszystko tkwiącej niej ekipy Milanu, mogą w kolejnych sezonach sięgać po scudetto, tzn. mistrzowską tarczę. Fakt ten brał też zapewne pod uwagę Jose Mourinho kiedy zdecydował się poprowadzić od przyszłego sezonu AS Romę.

 

Tabela 2. Wybrane wyniki finansowe dwunastu klubów usiłujących utworzyć Super -Ligę w sezonach 2018/2019 – 2019/2020

Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych klubów, Swiss Ramble.

*wynik przed opodatkowaniem.

 

Z kolei w szerokiej, ogólnoeuropejskiej perspektywie efekt ,,przypływu podnoszącego wszystkie (klubowe) łodzie”, uwypukla się też w kontekście rozszerzenia europejskich rozgrywek klubowych o trzeci puchar, którym od sezonu 2021/2022 będzie UEFA Europa Conference League. Jest to jeszcze jedna forma międzynarodowej rywalizacji klubowej, przewidziana głównie dla drużyn zajmujących dalsze miejsca za ligowym podium. W naszej opinii, docelowo – najwięcej korzyści może ona przynieść klubom z takich właśnie krajów jak Polska. Z jednej strony, będą one beneficjentem płynących z tego tytułu z UEFA środków finansowych. Z drugiej strony, pojawi się wartościowa okazja, aby w coraz szerszym zakresie, sukcesywnie zdobywały one międzynarodowe doświadczenie. Tego rodzaju ,,przetarcia” w rywalizacji z markowymi zespołami z Zachodu, umożliwiał w latach 1961 – 2008, nieistniejący już niestety Puchar Intertoto (UEFA Intertoto Cup), zwany też potocznie – Pucharem Lata.

Co kryje się za decyzją o odroczeniu IPO Club Brugge ?

Od 2012 r., w którym najpierw rodzina Glazerów zdecydowała się na powtórny giełdowy debiut akcji Manchester United, a potem uczynił to jeszcze szkocki Rangers FC, żadna z uznanych futbolowych marek nie podążyła już tą drogą. Przede wszystkim dlatego, że kilkadziesiąt wcześniejszych piłkarskich IPO do jakich doszło w latach 90-tych XX wieku przyniosło chyba więcej rozczarowań niż satysfakcji. W 2019 r. na giełdową ścieżkę rozwoju zdecydował się wprawdzie trzecioligowy bawarski SpVgg Unteraching Fußball GmbH & Co. KGaA, który w ten sposób pozyskał 6,7 mln euro, jego papiery notowane są na Börse München, lecz klub ten trudno zaliczać do znanych futbolowych brandów. Choć i on miał też czas swojej wielkości, kiedy przez dwa sezony (z Januszem Górą w składzie) w latach 1999 – 2001 występował w Bundeslidze. Aktualnie jednak przed ,,Haching” stoi widmo degradacji do IV ligi.

Dekadowy zatem zastój z szeroko rozpoznawalnym piłkarskim IPO miał się skończyć w marcu tego roku, za sprawą wprowadzenia na parkiet Euronextu jednego z najbardziej utytułowanych klubów Belgii – Club Brugge NV. Akcje futbolowego przedsiębiorstwa, 16-krotnego mistrza Belgii, 11-krotnego triumfatora krajowego pucharu, a także finalisty poprzednika dzisiejszej Ligi Mistrzów, czyli Pucharu Europy z 1978 r. (0:1 na Wembley z FC Liverpool), wydawały się być atrakcyjną propozycją dla inwestorów. Oferta nie przewidywała emisji nowych akcji, lecz składała się na nią podaż 30% pakietu z puli należącej do dwóch akcjonariuszy: Barta Verhaeghe (Przewodniczący Rady Nadzorczej) i Vincenta Mannaerta (Dyrektora Generalnego), posiadających odpowiednio: 70% i 18% akcji. Sprzedaż na rynku pierwotnym wyznaczono na koniec marca. Oferta zakładała cenę w przedziale 17,50 – 22,50 euro za akcję, co przełożyłoby się na kapitalizację Club Brugge na poziomie ok. 229 mln euro. Po czym, niespodziewanie pojawiła się informacja, że: ,,w świetle warunków rynkowych odroczona została pierwsza oferta publiczna; (…) a wszystkie zapisy na akcje oferowane w ramach Oferty zostaną anulowane, zaś dokonane płatności subskrypcyjne zostaną zwrócone bez odsetek lub innej rekompensaty”.

Rzecz skądinąd dziwna. W momencie składania zapisów belgijski parkiet Euronextu kontynuował tendencję wzrostową (od początku br. BEL 20 zyskał prawie 12 %). Moment rozpoczęcia IPO też nie był chyba przypadkowy, tym bardziej, że ofertę przygotowywało doświadczone konsorcjum składające się z Credit Suisse, posiadającego bardzo duże, jeśli nie największe wśród globalnych banków kompetencje w rynku klubów piłkarskich, niemieckiego Berenberg Bank – dysponującego uznanymi ekspertami od ekonomii piłki nożnej, belgijskiego – Belfiusa, znanego może bardziej pod wcześniejszą marką – Dexia, oraz … JP Morgan & Chase – jakby nie patrząc banku, który w trzy tygodnie po decyzji o zawieszeniu IPO Club Brugge NV, pojawił się w roli finansowego patrona nieudanego przewrotu futbolowego.

Za to wkrótce publicznie przeprosił i przyznał się do błędu ustami Daniela Pinto, szefa pionu bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej: ,,jest oczywiste, że źle oceniliśmy poziom emocji, jakie przyniesie ta umowa. Jako firma wyciągniemy wnioski z tego doświadczenia”.

Trudno oprzeć się refleksji, a jednocześnie zaprzeczyć temu, że gdyby polityka faktów dokonanych, którą przyjęli w swojej strategii działania ,,rebelianci”, okazała się jednak skuteczna, wówczas perspektywy dla akcji takiego klubu jak Bruggia, uczestniczącego regularnie w fazie grupowej Ligi Mistrzów byłyby gorsze, znacznie gorsze…

 

OPRACOWANIE 
Zespół Analiz
Prosper Capital Dom Maklerski S.A.

 

 

Kontakt